Artykuły

Najciekawsze ciągniki w historii. Przegląd niezwykłych pomysłów producentów

Historia techniki agrarnej dla osób, które nie zajmują się rolnictwem, może wydawać się przewidywalna i niezbyt ciekawa. Nic bardziej mylnego. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat na deskach kreślarskich zaprojektowanych zostało wiele niezwykłych maszyn. Co więcej, niektóre z nich faktycznie skonstruowano. Które z nich budzą największe zdumienie?

Po co producenci tworzą nietypowe ciągniki?

W tworzenie traktorów będących jedynie chwytami marketingowymi inwestowały nie tylko mało znane firmy, ale i najwięksi producenci. Nietypowe konstrukcje rzadko kiedy bowiem były czymś więcej niż próbami zdobycia rozgłosu na targach maszyn rolniczych. Ich zastosowanie na prawdziwym polu albo z góry nie miało większego sensu, albo zostało wykluczone w trakcie pierwszych testów. Z tych powodów nieliczne wyprodukowane egzemplarze to dziś okazy stojące w muzeach techniki.

Tych eksperymentów nie warto jednak traktować jako straty czasu. Siłą rzeczy nie wszystkie pomysły są trafione. Przykłady wyjątkowych pojazdów pokazują, że czasem przynajmniej niektóre rozwiązania można udanie zastosować w maszynach kierowanych do masowej produkcji. Aby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć na Mascus i inne strony internetowe z ofertami sprzedaży ciągników. Bez wątpienia okaże się, że część koncepcji wykorzystanych w najdziwniejszych maszynach to dziś standard spotykany w wielu modelach.

Kolos z Europy, czyli Deutz-Fahr Agro XXL 1630

Jednym z nowszych pomysłów jest niemiecki ciągnik wyprodukowany na podstawie założeń konstrukcyjnych Versatile. To właśnie ta kanadyjska firma już w latach 70. opracowała projekt pojazdu z napędem na wszystkie 8 kół i dużą platformą do transportu produktów rolnych. W zamierzeniach producenta miała ona służyć jako miejsce do przewozu np. zboża lub bel siana. Jakie dokładnie osiągi miał prototyp zza Oceanu, trudno dziś powiedzieć. Deutz-Fahr prawdopodobnie nie zmienił jednak wiele po wykupieniu patentu od Kanadyjczyków – liftingowi poddano jedynie wygląd.

Ostatecznie powstał ciągnik mający 9 m długości i 3,5 m wysokości. Waga tego olbrzyma to 32 tony. Do tego, by nim ruszyć, potrzebny był potężny silnik o pojemności niemal 16 l. Dzięki temu mógł jechać z przyzwoitą, zwłaszcza jak na jego gabaryty, prędkością 40 km/h. Zmianę biegów umożliwiała skrzynia z 18 przełożeniami do przodu i 6 do tyłu. Deutz-Fahr sondował rynek pod kątem zapotrzebowania na taki traktor. Było ono jednak zbyt niskie. Z tego powodu powstał tylko jeden egzemplarz Agro XXL 1630, który dziś jest jedynie technologiczną ciekawostką.

Fendt Trisix – mocarz z Bawarii

Krajowy konkurent Deutz-Fahr rok wcześniej (w 2007) zaprezentował zaawansowany technicznie projekt traktora z 6 kołami i napędem na wszystkie 3 osie. Biorąc pod uwagę, jak interesujące rozwiązania w nim zastosowano, można zastanawiać się, czemu nie wszedł do produkcji. Co w nim wyjątkowego? Ten długi na 7,6 m i szeroki na 2,7 m pojazd wyposażony został w dwie skrzynie biegów. Pierwsza służyła do obsługi dwóch przednich osi, a trzecia do sterowania tylnymi kołami. Ostatnia jako jedyna nie była skrętna. Wielka maszyna wymagała oczywiście zamontowania mocnego silnika. W Fendt Trisix miał on 540 KM oraz pojemność ponad 12 l. Mimo dużych rozmiarów ciągnik był szybki, osiągając prędkość do 60 km/h.

O tym, jak zaawansowany był to projekt, świadczyły także udogodnienia. Synchroniczna praca dwóch przednich osi, opcjonalny ABS, system stabilizacji sterowany przez komputer pokładowy oraz kamery pokazujące kierowcy, co dzieje się za pojazdem, miały ułatwiać i uprzyjemniać pracę na polu. Producent zadbał także o bezpieczeństwo, stosując mechanizmy stabilizujące pojazd poruszający się po nierównym terenie, np. niewielkim zboczu. Fendt Trisix otrzymał dodatkowo możliwość dociążenia maszyny. Dzięki temu był w stanie przewieźć nawet 12 t płodów rolnych. Trudno ocenić, w jakim stopniu użyteczny byłby ten ciągnik, gdyby wszedł do sprzedaży. Projekt wygląda jednak na udany, co być może kiedyś skłoni niemiecką markę do wdrożenia jego masowej produkcji.

Ekran w ciągniku w 1977 roku? Versatile 1080 Big Roy

Niemiecki prototyp ciągnika być może kiedyś wejdzie w fazę właściwą, a takie maszyny faktycznie będą jeździć po polach. Swojego pojazdu przy pracy nigdy nie zobaczą za to projektanci Versatile 1080. Ciągnik zawdzięczający swoją nazwę niemal dwumetrowemu prezesowi firmy, Royowi Robinsonowi, okazał się niewypałem. Mierzy ponad 9 m długości oraz 3,3 m wysokości. Napędza go potężny silnik o mocy 600 KM i pojemności 2090 l. Aż tyle było potrzebne do poruszenia olbrzyma ważącego po dociążeniu całe 30 t. Niestety, starczyło to tylko na jazdę z prędkością maksymalnie 21 km/h. Fatalne okazało się także jego umieszczenie wysoko za kabiną kierowcy. W efekcie widać niewiele tego, co dzieje się z tyłu ciągnika.

Z przodu pole widzenia również było ograniczone, przez co rolnik mógłby dostrzec cokolwiek dopiero w odległości 6 m od siebie. Konstruktorzy próbowali ratować sytuację, montując szerokokątną kamerę (120°) do kontrolowania sytuacji za pojazdem oraz monitor wyświetlający informacje o parametrach jazdy i tym, czego z przodu nie można było zobaczyć. Jak na koniec lat 70. była to przełomowa technologia. Niestety dla Versatile okazało się, że to zdecydowanie zbyt mało, by rozpocząć produkcję modelu 1080. Jedyny egzemplarz podarowano muzeum w Kanadzie w latach 80., gdzie Big Roy stoi do dzisiaj.

Największy traktor w historii, czyli Big Bud 16V-747

Bardziej udany okazał się ciągnik, któremu rozmiary, waga i moc nie przeszkadzały w pracach polowych. Jedyny istniejący egzemplarz Big Buda był eksploatowany od 1977 do 2009 roku. Ma on ponad 9 m długości, 4,3 m wysokości i waży aż 50 t. Do ruszenia tym olbrzymem potrzeba niewiarygodnie mocnego silnika. W tym modelu liczy on aż 1114 KM. Fabrycznie zamontowana jednostka była znacznie słabsza, ponieważ miała 760 KM. Co ciekawe, traktor trafił do muzeum tylko z powodu opon.

Pierwotnie założone opony po ponad 20 latach po prostu się zużyły. Jako że Big Bud 16V-747 nigdy nie wszedł do produkcji seryjnej, niemożliwe było znalezienie zastępczego ogumienia. Zadania stworzenia opon specjalnie dla niego podjęła się firma Goodyear. Dzięki temu największy ciągnik w historii mógł wrócić z muzeum do pracy na polu swoich właścicieli.

Redakcja magazyn-motoryzacyjny.pl

Pasjonat motoryzacji, od lat związany z samochodami. W wolnym czasie fan Roberta Kubicy i formuły 1. Uwielbia mocne "muscle cars" jak również nowoczesne samochody elektryczne. Ukończył Politechnikę Wrocławską na wydziale Mechaniczno-Energetycznym.

Podobne artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button